"Ona by tak chciała", niecenzuralny kawałek, który opublikował na YouTube'ie niejaki Ronnie Ferrari, to jeden z największych hitów internetu w 2019 roku. Utwór od 21 lipca ma już ponad 59 milionów wyświetleń! Ronnie Ferrari, czyli Hubert Kacperski, przeprowadził dla Dzień Dobry TVN uliczną sondę, w której badał popularność swojego utworu! A co do spuszczania to faktycznie nie sugeruj se mna. Ja przy pierwszej cieczce nawet nie moglam wyjsc z nia z domu, bo pod klatka byli amatorzy a ona mi wcale nie pomagala tylko chciala sie bawic. Mysle ze przy kolejnych cieczkach bedziesz juz wiedziec czy dziewczyna odgania psy czy zostawia ci caly problem. A nie myslisz o sterylizacji? 8730 wyświetleń. supermasywna czarna dziura. 34 minuty temu. spotykam się z dziewczyną, na początku znajomości była nieco zdystansowana, więc przestałem się odzywać. Wtedy ona Uzbrojenie terenu możemy sprawdzić na udostępnionych przez powiaty portalach mapowych lub na geoportalu krajowym. Mapa GESUT może nie prezentować danych o sieciach uzbrojenia terenu w przypadku, gdy urząd powiatowy ich nie posiada w wersji cyfrowej lub wstrzymuje ich udostępnianie. W Raportach o Terenie OnGeo dostępna jest mapa 7k. 780. Bezpłatne pobieranie dzwonka ONA BY TAK CHCIAŁA w formacie mp3 i m4r na telefony z systemem Android i iOS. Pod adresem dzwoneknatelefon.com umożliwiamy bezpłatne pobranie tego dzwonka. hukum istri minta cerai suami menolak menurut islam. Dobrze jest mieć swój plan. Plany są dalekosiężne, lub krótkoterminowe. Można mieć plan na życie, albo rozkład zajęć na konkretną okoliczność. Moja babcia zawsze mawiała: „co masz zrobić jutro , zrób dzisiaj”. To dobra zasada, nie odkładać wszystkiego na później. Kiedy się za dużo odkłada, tworzy się wielka góra odłożonych rzeczy, której nijak nie można przejść – ale zawsze można ją ominąć. To też jest sposób, świat się przecież nie zawali jeżeli nie wykonamy planu, nie zdążymy czegoś zrobić. To mój mąż od lat na wesoło wmawia mi przeciwną zasadę: „co masz zrobić dziś, zrób jutro”. Rozśmiesza mnie tym i o to chodzi. Jak mu wspominam o moich wyrzutach sumienia, żartobliwie sprowadza je do wyrzutów na ciele i chce abym mu je pokazała. Ma swoją interpretację na „zady i walety”, dla niego szklanka jest zwykle pełna do połowy. Skutecznie uczy mnie omijać góry odkładanych zajęć na rzecz przyjemności i radości życia. Główna nasza zasada to Carpe diem (chwytaj dzień), więc chwytamy piękne chwile i delektujemy się nimi. Robimy to, co lubimy, odkrywamy nowe doznania naszych zmysłów. Nie ograniczamy się sztywnymi zasadami. A ja coraz częściej ulegam pokusom sprawiania sobie i moim bliskim przyjemności, i coraz więcej sobie odpuszczam małych grzeszków typu lenistwo, czy „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu”. Wczoraj, w ostatnim tygodniu przed świętami, wybraliśmy się na Weihnachtsmarkt w naszym mieście. W dzień trochę porządków w mieszkaniu, a wieczorem trochę przyjemności ze spotkania ze znajomymi przy grzańcu i tradycyjnych smakołykach miejscowego jarmarku świątecznego. Myślałam, że w poniedziałek nie będzie dużo ludzi, a tu zaskoczenie: ciężko było znaleźć miejsce w podziemnych parkingach miasta. Jarmarki mają tutaj wiekową tradycję. Najbardziej podoba mi się część, w której mieszczą się stragany oferujące wyroby rzemieślników różnej maści, stylizowane na epokę Średniowiecza. Można tam podziwiać, ale także i kupić, piękne wyroby rękodzieła z drewna, stali, kamieni, wełny i jedwabiu. Ze względu na swoją oryginalność są to bardzo drogie rzeczy. Nastrój magii tamtej epoki dopełniają dźwięki średniowiecznej muzyki i występy połykacza ognia. Stare instrumenty, wystrój otoczenia, występujący i obsługa w strojach z dawnej epoki, dają iluzję przeniesienia się do tamtych zamierzchłych czasów. Mój plan na przedświąteczny czas służy uporządkowaniu i rozłożeniu prac, które chciałabym wykonać w tym okresie. Nie muszę go wykonać w stu procentach, służy on jedynie lepszej organizacji przedświątecznych porządków i kulinarnych zapędów. Wiele lat temu, kiedy miałam duży dom do ogarnięcia i wielkie ambicje stworzenia pięknej atmosfery świąt Bożego Narodzenia dla mojej trójki dzieci, nie obeszło by się bez planu. Już na początku Adwentu, wyciągałam zeszyt i nakreślałam, co muszę zrobić i wyznaczałam kolejność wykonywania. Odfajkowanie pozycji z listy i coraz krótsza lista, sprawiały mi przyjemność i dawały poczucie spełnienia zamierzonych celów i obowiązków. Dzisiaj priorytet uległ zmianie. Najważniejsze jest zdrowie, oraz samopoczucie nasze i naszych bliskich. Poza tym, kartki z życzeniami wysłane, okna umyte, choinka na balkonie, prezenty kupione, śledzie w marynacie, zakwas z buraków jest, no i coraz bliżej święta. A planem może być też brak planu. Jedni są zdania, że trzeba bezwarunkowo poinformować chorego o krytycznej sytuacji. Inni, że lepiej do końca podtrzymywać u pacjenta wiarę w wyzdrowienie. Ludzie zaangażowani w działalność hospicyjną twierdzą, że w obliczu śmierci prawda jest lekarstwem. Trzeba tylko wiedzieć, jak ją podawać. - Umrę! - Ależ skąd! Badania socjologiczne wykazują, że zdecydowana większość chorych na raka chciałaby znać całą prawdę o swoim stanie zdrowia. Prawo do wiedzy o swoim życiu należy do podstawowych praw osoby ludzkiej. Przypomina o tym przykazanie Dekalogu - "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu". Dlaczego tak ważne jest przekazywanie choremu prawdy o jego zdrowiu? Argumentów jest wiele. Po pierwsze, między pacjentem a osobami leczącymi i pielęgnującymi powstaje układ partnerski. Szczerość ze strony lekarza i bliskich rodzi zaufanie u chorego. Chory mówi o swoich potrzebach i emocjach, bierze świadomy udział w decyzjach dotyczących jego osoby, czynnie uczestniczy w procesie leczenia i opieki. Nie jest traktowany jak przedmiot, ale żywa osoba. Po drugie, przekazanie informacji o niepomyślnym rokowaniu daje choremu możliwość przygotowania się do śmierci. To bezcenny czas na to, aby pożegnać się z bliskimi, porozmawiać o sprawach najważniejszych, powiedzieć: kocham, dziękuję, przepraszam, proszę… To jakby przekazanie duchowego testamentu. Wiele trudnych po ludzku spraw można jeszcze dokończyć, zadośćuczynić krzywdy, naprawić błędy. Po trzecie, dla człowieka wierzącego czymś najważniejszym jest przygotowanie do spotkania z Bogiem, a więc świadomie przeżyta spowiedź, sakrament chorych, Komunia święta. Tam, gdzie prawda zostaje przemilczana albo pacjent zostaje wprowadzony w błąd, lekarz lub bliscy przejmują niejako władzę na chorym, wyręczają go w podejmowaniu decyzji. Powstaje układ nierówny. Chory traci swoją podmiotowość, zamyka się w sobie, pogłębia się jego samotność. Ostatnie chwile życia, które mogłyby służyć oczyszczeniu, pogłębieniu ludzkich więzów, zostają bezpowrotnie zmarnowane. Zamiast ważnych słów czy gestów, rozmowa staje się sztuczna i banalna: "musimy wreszcie kupić ten telewizor", "fatalna pogoda", "ci głupi politycy nie potrafią się dogadać" itd. Nieraz zapada milczenie, trudne do zniesienia dla obu stron. To niekoniecznie zła wola, najczęściej strach i bezradność. Prawda może zabić? Prawo chorego do prawdy nie oznacza, że lekarz czy bliscy mogą ją podawać "bez znieczulenia". Są sytuacje, kiedy wieść o nadchodzącej śmierci może prowadzić do załamania psychicznego, rozpaczy, w skrajnych przypadkach nawet do samobójstwa. Nie znając prawdy o swoim faktycznym stanie, wielu chorych żyje nadzieją na powrót do zdrowia i ta nadzieja stanowi źródło energii do życia w chorobie. Elizabeth Kübler-Ross, psychiatra, gorąca zwolenniczka mówienia prawdy chorym, przyznaje na podstawie wielu przeprowadzonych rozmów, że chorzy w bardzo różny sposób reagują na niepomyślne wiadomości. Reakcje zależą od ich osobowości, od stylu dotychczasowego życia. Bywa tak, że chorzy wprost nie chcą być poinformowani o niepomyślnej diagnozie. Lękają się po prostu usłyszeć złe wiadomości. Wolą usłyszeć uspokajające kłamstwa. Nieraz dla samego lekarza oznajmienie wieści o zbliżającej się śmierci jest przeżywane przez niego jako poczucie porażki, przegranej medycyny. Na dnie może czaić się nieuznawanie nieuchronności śmierci. W Polsce przyjął się niepisany zwyczaj, że lekarze informują o stanie pacjenta najpierw rodzinę. Sprawę zakomunikowania trudnej prawdy przekazują bliskim. Doktor Janusz Cholewiński uważa, że prawdę powinien komunikować ten lekarz, który ma odwagę nieść ciężar krzyża razem z pacjentem aż do końca. Jeżeli okoliczności uniemożliwiają lekarzowi towarzyszenie pacjentowi, wtedy nie powinien kłamać, lecz przekazać choremu, że inny lekarz (np. w poradni medycyny paliatywnej, hospicjum) w sposób pełniejszy będzie mógł udzielić mu informacji o jego stanie zdrowia. Polski Kodeks etyki lekarskiej podaje następującą zasadę: "W razie niepomyślnej prognozy dla chorego powinien on być poinformowany z taktem i ostrożnością. Wiadomość o rozpoznaniu i złym rokowaniu może nie zostać choremu przekazana tylko w przypadku, jeśli lekarz jest głęboko przekonany, iż jej ujawnienie spowoduje bardzo poważne cierpienie chorego lub inne niekorzystne dla zdrowia następstwa; jednak na wyraźne żądanie pacjenta lekarz powinien udzielić pełnej informacji". To sformułowanie zwraca uwagę na sprawę najistotniejszą: na sposób przekazywania trudnej prawdy. Słucham - pytam- słucham - Jest jakaś nieumiejętność mówienia o śmierci - przyznaje dr Cholewiński. - Lekarzom i rodzinie chorego brakuje nieraz warsztatu słownego. Konieczna jest zdolność słuchania i dawanie czasu. Czas jest potrzebny, aby pacjent mógł się otworzyć na prawdę. Zwykle wchodząc do domu, pozdrawiam swoich pacjentów słowami: Szczęść Boże. Chcę im dać jasny komunikat, z kim mają do czynienia. Oczywiście, że z lekarzem, ale również z człowiekiem wierzącym. Nieraz siadam na brzegu łóżka i zaczynając od prostych pytań o samopoczucie, komunikuję pacjentowi, że jestem gotowy go słuchać. Daję sygnał: co pan/pani chciałby/chciałaby mi powiedzieć? Żaden pacjent nie powiedział mi jeszcze: po co pan tu przyszedł. Słucham, pytam, słucham. Pacjent nie oczekuje ode mnie wykładu, ale chce podzielić się ze mną swoim bólem, chce widzieć moje oczy. Zostaje nawiązana relacja, kontakt osobowy. Nieraz rodzina przysłuchuje się dyskretnie tej rozmowie, jeśli toczy się w domu chorego. Parę razy usłyszałem: "Panie doktorze, żyję tyle lat i jeszcze nie spotkałem kogoś, kto by mnie pytał, co ja czuję, co ja chciałbym powiedzieć. Zwykle lekarze pytają tylko o karty wypisowe, wyniki badań". To świadczy o tym, że lekarze bardzo rzadko decydują się na oddanie pacjentowi swego czasu. Uważam, że czasu to największy dar. Warunkiem właściwej komunikacji jest przede wszystkim obecność, towarzyszenie choremu, empatia, wytworzenie przestrzeni wzajemnego zaufania, bezpieczeństwa - podkreśla ks. Antoni Bartoszek, teolog moralista, specjalizujący się w problematyce opieki paliatywnej. - Nie lubię zwrotu "przekazywać prawdę". Wolę mówić o jej komunikowaniu. Ponieważ ważne są tutaj obie strony dialogu: osoba chora i osoba z otoczenia. Obie strony tak naprawdę zbliżają się do trudnej prawdy, dojrzewają do jej przyjęcia. Komunikowanie prawdy nie jest wydarzeniem jednorazowym. Jest procesem, drogą. Wszyscy jesteśmy pielgrzymami do Ojczyzny. Przybliżamy się w końcu do Prawdy przez duże P, czyli Boga. Leży mi na sercu wieczność Prof. Krystyna de Walden-Gałuszko, specjalista w dziedzinie opieki hospicyjnej, akcentuje, że "prawda jest jak lekarstwo, które trzeba dawkować w zależności od indywidualnych potrzeb i wrażliwości chorego". Chory bardzo często sam czuje, że nadchodzi kres jego ziemskiej wędrówki. Nie zawsze jednak komunikuje to w sposób wyraźny. Nieraz czyni to pośrednio przez zakamuflowane wypowiedzi lub gesty. Młoda dziewczyna odwiedzała swoją chorą babcię. W pewnym momencie staruszka zdjęła pierścionek z palca i bez słowa wsunęła go na palec wnuczce. Dziewczyna nie odpowiedziała: "Ależ babciu, nie rób tego, niedługo święta, dasz mi go pod choinkę". Zapytała "Czy naprawdę chcesz, żebym to ja go dostała?". Babcia skinęła głową. Była szczęśliwa, że mogła jeszcze sama podarować swój pierścionek. Umarła dwa dni przed Bożym Narodzeniem. Cicely Saunders, brytyjska lekarka, twórczyni pierwszych hospicjów, mówiła, że od umierających można nauczyć się tego, co ma w życiu znaczenie, jak cenni są ludzie i relacje z nimi. Uczymy się odwagi zwykłych ludzi. Dowiadujemy się też, czego możemy oczekiwać od samych siebie. - To prawda. Sam uczę się od moich pacjentów - mówi doktor Cholewiński. - Aktualnie opiekuję się pacjentem, który żył w związku niesakramentalnym, choć po ludzku bardzo udanym. Przedstawiłem mu, jak wygląda jego sytuacja od strony medycznej. Choroba uniemożliwiała mu przełykanie nawet wody. Mówiłem o możliwości operacji, która pozwoliłaby na podawanie mu zmiksowanego pokarmu bezpośrednio do jelita przez sondę. Zapytał mnie: O ile mi to przedłuży życie? Odpowiedziałem szczerze, że nie wiem, może około kilku tygodni. Odpowiedział: "Nie ma dla mnie różnicy, czy Pan Bóg zabierze mnie za kilka dni, czy za kilka tygodni, ja jestem pojednany z Bogiem. Poprosiłem już o księdza, wyspowiadałem się". Ten chory człowiek bardzo mocno zwracał uwagę, żeby go traktować podmiotowo. Kiedy żona zakładała mu plaster przeciwbólowy, powiedział: "Dlaczego mnie najpierw nie zapytasz?". Był bardzo wdzięczny, że informowałem go o wszystkim - o jego stanie, o podawanych lekach. Pewnego dnia powiedział: "Dzisiaj będę dyktował testament". Żona zareagowała: "Co ty, nie wygłupiaj się". A on na to: "Ja wiem, że odchodzę". To piękny przykład dojrzałości w umieraniu. - Nie potrafię mówić o śmierci wobec osoby, która jest daleko od Boga. Dlatego staram się zawsze doprowadzić człowieka do pojednania z Bogiem. Bardzo leży mi na sercu przyszłość pacjenta, czyli jego wieczność - podkreśla doktor Cholewiński. Współpraca: ks. Antoni Bartoszek Wszystko co chciałabyś wiedzieć o początkach programowaniaW marcu 2019, na naszej grupie na FB #Mamo pracuj w IT prowadziłyśmy serię LIVE’ów o początkach w branży live w Tygodniu Kobiet w ITNaszym gościem była Ewelina Podhorodecka. Ewelina jest Liderem Zespołu Wsparcia Absolwenta w ponad 6 lat w zawodzie Rekrutera Technicznego. W pomaga kursantom odnaleźć się na rynku IT i znaleźć pierwszą pracę po jest mamą 11-letniej córki, uwielbia wycieczki rowerowe i piecze torty prowadziła Agnieszka Czmyr-KaczanowskaO czym rozmawiałyśmy?Podczas rozmowy Agnieszka z Eweliną podjęły temat początków programowania. Padły odpowiedzi na pytania takie jak:Czy można być programistką bez studiów inżynierskich?Jak szukać pracy po kursach programowania?Czy można zostać programistą samoukiem?Co dalej robić po kursie programowania?Jak pracują kursanci Kodilla i jak przebiega rekrutacja na kursy, oraz po jakim czasie kurs się zwraca?I inne, w tym oczywiście pytania tu możesz zobaczyć nagranie naszej rozmowy:Kolejne tematy jakie podjęłyśmy to:Rola Scrum MasteraWordPressPoczątki testowaniaRola Technical WriteraWięcej o projekcie #MamoPracujwIT Chcesz wiedzieć więcej o tym jak przebranżowić się i zostać programistką? Przeczytaj wywiad – Pracuję jako programistka, byłam chemikiem – historia DorotyZdjęcie: Spodobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi: Dziś coś lekkiego, łatwego i przyjemnego-czasem trzeba ;) Te byłe…czasem mega zmora, czasem małoznaczący temat przewijający się raz na ruski rok. Cóż, z byłą jak z teściową, albo trafisz na normalną, albo nie. Loteria ;) W obu jednak przypadkach, to od Twojego partnera zależy, czy będziesz musiała daną osobę znosić czy nie. Czy ty okażesz się ważniejsza, czy nie oraz ile rozsądku w tych relacjach zachowa on. O tyle o ile teściowa jest kimś specjalnym, bliskim, kimś kogo nie da się za bardzo ukryć, schować itd., to ex zdecydowanie tak. Znacie już moje zdanie na temat tego typu relacji. W mojej ocenie, nie ma czegoś takiego jak zdrowa relacja z ex. Możecie ją/jego znosić ze względu na wspólne dzieci, możecie mijać w pracy czy podczas spotkań z waszymi znajomymi, ale nie będziecie się przyjaźnić i żywić do siebie samych pozytywnych uczuć. W mojej ocenie najlepiej gdy byli partnerzy w życiu nie występowali. Tak po prostu jest lepiej dla Wszystkich. A jak to wszystko wygląda ze strony ex? Hmm.. to też bywa różnie, bo byli dzielą się na sporo grup. Ja jednak skupiłabym się na tych damskich. Mamy takie, które nie chcą mieć z Twoim chłopem już nic wspólnego, takie które będą go kochać jeszcze lata, opłakiwać w każde święta, takie które przetrawiły, zapomniały i żyją już czymś zupełnie innym, takie które będą prowadziły wojny podjazdowe, czyli dawanie o sobie znać co jakiś czas, czy wariatki- te będą tropić, sprawdzać i nękać Ciebie, nie jego. Tak czy siak, często nie tylko Ty wypytujesz swojego partnera o jego ex kobiety, ale i one chciałyby wiedzieć ile się da o Tobie. Poniżej kilka rzeczy, które najbardziej je ciekawią ;) Czy jesteś od niej ładniejsza? Cóż, jak mogło by być inaczej? Baba to baba i wygląd jest dla niej ważny, jeśli dodatkowo okaże się, że nowa wybranka jej faceta jest od niej nie daj Boże ładniejsza. Wtedy mamy gotowy dramat ;) Spotęgowanie zazdrości, niemiłego kłucia oraz wszelkie inne domysły związane z tym jak wygląda np.: „czemu wybrał brunetką, skoro wcześniej wolał blondynki?”, „dlaczego jest z taką niską, skoro wcześniej mówił że woli wysokie?”, „co ona ma w sobie takiego czego ja nie mam?” itd. Oczywiście na głos niewiele jest się w stanie przyznać, że nowa wybranka może być ładniejsza, zgrabniejsza czy chudsza, mimo to same przed sobą, pewnych rzeczy nie ukryją. Jak Cię poderwał i czy tak samo jak ją? Cóż, kolejny punkt nad którym kobiety debatują i albo rozmyślają nad tym w samotności, albo w gronie przyjaciółek upijając się napojami wyskokowymi. Główkują jak to on ta nową wyrwał, czy łatwa była, czy też ją zabrał do tej restauracji co mnie itd. ☺ Na to pytanie już ciężej znaleźć odpowiedź, chyba że tropicielka ma wspólnych znajomych, których o te dane będzie nękać, ale nie wszystkie chcą aż tak okazywać swoją desperację. Czy masz lepszą pracę? Cóż, inteligentna kobieta zwraca uwagę na elokwencję, możliwości, status i stanowisko tej drugiej, nowej. Jest to dla nas wyznacznik wielu rzeczy. Śmiejemy gdy wymienił nas na nieudacznika życiowego bez pracy, wykształcenia, ambicji czy jakichkolwiek zarobków, ale boli nas, gdy jest odwrotnie. W ogóle boli nas, gdy zostałyśmy wymienione na lepszy model. Mniej boli, przynajmniej po czasie, wymiana na nieokrzesaną prostaczkę bez klasy, imprezowiczkę czy znaną w okolicy puszczalską niż na dziewczynę z klasą, ambicjami, stylem i o pięknym wyglądzie. Czy jesteś od niej lepsza w łóżku? To kolejny punkt, który boli. Milion pytań w stylu czy lepiej całuje, ma lepsze ciało, większe doświadczenie, bardziej elektryzuje, więcej eksperymentuje, na co się zgadza, czy jemu jest lepiej itd… Tutaj to już totalna lawina pytań i znaków zapytania. Sprawy łóżkowe, intymne, to co z kim i gdzie się robiło, zawsze boli najbardziej. Bliskość i intymność to tez otwarcie się przed kimś, zaufanie, obnażenie i inny wymiar relacji. Na ile poważnie Cię traktuje? Kolejny punkt będący bolączką kobiety. Ile razy byłyście świadkami dyskusji z tekstami w stylu: „Z nią to zamieszkał po miesiącu a ja musiałam czekać pół roku”, „ Ją przedstawił rodzicom a ja byłam z nim rok i nigdy ich nie poznałam”, „ z nią szuka mieszkania”, „z nią planuje wakacje”, „ z nią rozmawia o dzieciach i planuje przyszłość”, „oświadczył się jej po roku”, „od razu przedstawił ja znajomym”. Cóż te rzeczy ciągną za sobą kolejne pytana tzn.: dlaczego, po co, czemu tak szybko, czemu nie mnie, czemu ze mną nie chciał i wiele innych. Ten punkt nas boli bo rzadko szukamy kogoś na bycie z nim na niepoważnie. Zwykle gdy się zakochujemy to poddajemy temu uczuciu, dlatego, że chcemy planować z nim przyszłość, myśleć o imionach dzieci, kupić razem psa, mieszkanie, poznawać znajomych, rodzinę itd. Jak odbierają Cię Wasi znajomi? Kwestia fundamentalna, też dlatego, że to zwykle oni są źródłem wszelkich informacji na Twój temat. Oczywiście może Cię tropić na fb, tt i Bóg wie gdzie jeszcze, ale najwięcej info jest od znajomych i…co wtedy gdy słyszy same „achy” i „ochy”? ☺ Bywa i tak, że znajomi w ogóle się od niej odwracają na rzecz „nowej”. Tak samo jak „jego kumple” tak samo „wasi znajomi”, często są warunkiem zaakceptowania nowej partnerki kogoś z towarzystwa. A Wy jak myślicie? Zastanawia się nad czymś jeszcze? ;) Reader Interactions

ona by chciala wiedziec jakie mam plan ulub